26-11-2008 12:54
Orient Express na Falkonie 2008 - podsumowanko
W działach: konwenty | Odsłony: 7
W ten weekend miną 2 tygodnie od zakończenia falkonowej edycji Orient Expressu. Pisał już o niej na swoim blogu rincewind bpm, a teraz ja znalazłem kilka chwil, by dorzucić coś od siebie, z perspektywy organizatora.
Edycja Falkonowa była trzecią, jeżeli nie liczyć prób z Nawikonu. Zaplanowaliśmy na nią 13 sesji rozmaitych systemów; gier, w które, jak sadzimy, warto zagrać. Tym samym udało się pobić rekord z Constaru (10 planowanych sesji, 9 się odbyło). Przy okazji inicjatywa wróciła do Lublina, gdzie na Dragonie 2008 miała pierwszą edycję.
Dotychczas było tak, że jedna sesja wypadała z harmonogramu. Sprawdziło się to i tym razem. Nie odbyła się (przyznam, ze z nie do końca zrozumiałych dla mnie powodów) sesja w Exalted. Za to na Wolsunga było tylu chętnych, że oprócz Garnka na konwencie prowadził go tez Szczur (więcej o wielkim W na jego blogu).
Generalnie starałem się łapać grających na OE i pytać jak wyszły sesje. Wyglądało na to, ze wszyscy byli zadowoleni. Jeżeli ktoś chciał zagrać (i miał cierpliwość, by chwilę poczekać, bo niektóre sesje opóźniły się o akademicki kwadrans), to zagrał, bo nie licząc wspomnianego już Wolsunga trudno mówić o tym, by tłumy waliły na inicjatywę drzwiami i oknami.
Siman, który prócz organizowania OE od strony konwentu trzymał tez piecze nad normalnymi sesjami RPG, w komentarzach do bloga rince stwierdził, że o ile w królujące na rynku erpegi na konie grają młodzi erepgowcy, to na OE przychodzą raczej Ci starsi (o ile studentów można nazwać starszymi erpegowcami). Z moich obserwacji wynika też, że będą to raczej ludzie, którzy o promowanych przez nas grach słyszeli już wcześniej. Tablica z rozpiskami sesji, prelekcja o prowadzonych systemach i tym podobne są pomocne, ale trudno powiedzieć, żeby się to w jakiś znaczący sposób przekładało na ilość ludzi na sesjach.
Także sesje się odbywały, ludzie zadowoleni, ale ja, osobiście, zadowolony nie jestem. Dlaczego? A no dlatego, że od strony konwentu organizacja inicjatywy leżała na całej linii. Zamiast obiecanych trzech sal do grania dostaliśmy dwie, co oznaczało, że część sesji odbywać się musiała w wyznaczonych po temu miejscach na korytarzach (co z kolei przekładało się na mniejsza ilość miejsca na nieorientowe sesje). Zapraszamy MG do prowadzenia, a potem wrzucamy ich w huk i smród konwentowego pleneru? Wspaniale.
W efekcie rozgardiaszu falkonowego tablica z rozpiską sesji wisiała gdzie indziej, niż się pierwotnie umawialiśmy, a na akredytacji trzeba się było upominać o zniżki dla zorientowanych. Akredytacji udało się też zgubić (na czas trwania konwentu) przygotowane przeze mnie identyfikatory orientexpressowe (widzicie ja na zdjęciu). Na lubelskim konwencie trudno było być erpegowcem nieteoretykiem. Jak na mój gust jest na to jedna rada: inicjatywę taką jak OE powinno się organizować w pojedynkę i samemu wszystkiego dopilnowywać.
Wracając jednak do sesji, czyli tego co generalnie się udało, kilak orientexpressowych ciekawostek:
- sesja Dirty Secrets udała się wyśmienicie. Grali tylko Tomek Sokoluk, jego dziewczyna Gosia i Artstein, ale Tomek stwierdził, że „jeżeli chodzi o DSy, to była to najlesza sesja ever”. Fajnie, bo Artstein jest dowodem, że jednak w inicjatywie uczestniczą osoby, których wcześniej nie znaliśmy i bawią się ok.
- przypadkowe spotkanie Suprajza na lubelskiej imprezie (na której tez byłem tylko przelotem) zaowocowało sesją Unhallowed Metropolis. Suprajz zrobił tak: najpierw rozegrał wstęp/tłumaczenie zasad, tworzenie postaci (3h), potem zrobił przerwę na swoją prelekcję (sobota 22ga), a następnie prowadził całą noc, do szóstej nad ranem. Moc! :-) Słyszałem same dobre opinie.
- na Gorathowej sesji Savage World of Solomon Kane można było zagrać... Solomonem Kanem :-)
- rincewind bpm zgodził się, by na falkonowym OE poprowadził w realiach Star Wars mój eberronowy scenariusz pt. Maska. Z tego co mi potem opowiadał wyglądałoby, że wyszło mu lepiej niż mi kiedykolwiek (prowadziłem Maskę 2 razy, w tym raz na lubelskim PMMie) – nie zepsuł żadnej sceny i wszystko szło do końca jak po maśle (ba, nawet gracze sami zaproponowali mój ulubiony, wieńczący scenariusz chwyt ;-).
- Chimera, który do OE zgłosił się sam, za co mu chwała, prowadził nocą sesję Don't Walk in Winter Wood. Opowieść grozy snuta przy ognisku, którą ta gra ma symulować, wyszła ponoć nadspodziewanie dobrze. Także jeżeli ktoś chciałby powiedzieć że na OE klymatu nie ma, no to jednak był, w najlepszym wydaniu ;-)
- jak zawsze nie zawiedli tez krakowiacy w osobach nida i vh, którzy poprowadzili w sumie 4 sesje (a w piątej wzięli wspólnie udział): Poison'd (które musiało wyjść na konwencie pirackim!), In a Wicked Age, Dogs in the Vineyard, Polaris – to nasze podstawowe tytuły, które raczej nie mają prawa nie wypalić.
Nid żałuje, że już tym razem nie porwaliśmy się na Burning Empires; ja żałuje, ze jednak nie zdecydowałem się poprowadzić pełnej wersji 3:16, ale to do nadrobienia w kolejnych edycjach. Jeżeli już o tym mowa, to na pewno będziemy na Pyrkonie, ale mocno kombinujemy tez nad rzeszowskim R-konem – także następne przystanki erpegowego pociągu w marcu 2009.
W tym miejscu także wielkie dzieki dla mojej ekipy od niedzielnego Committee. To co prawda gra na minikampanię (zresztą ostatnio sprawdzam jak wychodzi to w praniu – czemu może poświęcę jakiś wpis blogowy), ale i tak pierwszą i drugą lokację wyprawy rozegrało nam się całkiem miło (choć może, nie licząc etapu wstepnęgo planowania, bez rewelacji). Odol, rince bpm, Tuchol, Gorath – dzięki.
Na zdjęcie, jak widać nie wszyscy się zjawili (niektórzy, jak Chimera byli blisko, ale nie poczekali kwadransa na resztę :P). Góra od lewej: rincewind bpm, kadu, nid, Tomek i Gosia. Dół od lewej: vh, Siman.
Edycja Falkonowa była trzecią, jeżeli nie liczyć prób z Nawikonu. Zaplanowaliśmy na nią 13 sesji rozmaitych systemów; gier, w które, jak sadzimy, warto zagrać. Tym samym udało się pobić rekord z Constaru (10 planowanych sesji, 9 się odbyło). Przy okazji inicjatywa wróciła do Lublina, gdzie na Dragonie 2008 miała pierwszą edycję.
Dotychczas było tak, że jedna sesja wypadała z harmonogramu. Sprawdziło się to i tym razem. Nie odbyła się (przyznam, ze z nie do końca zrozumiałych dla mnie powodów) sesja w Exalted. Za to na Wolsunga było tylu chętnych, że oprócz Garnka na konwencie prowadził go tez Szczur (więcej o wielkim W na jego blogu).
Generalnie starałem się łapać grających na OE i pytać jak wyszły sesje. Wyglądało na to, ze wszyscy byli zadowoleni. Jeżeli ktoś chciał zagrać (i miał cierpliwość, by chwilę poczekać, bo niektóre sesje opóźniły się o akademicki kwadrans), to zagrał, bo nie licząc wspomnianego już Wolsunga trudno mówić o tym, by tłumy waliły na inicjatywę drzwiami i oknami.
Siman, który prócz organizowania OE od strony konwentu trzymał tez piecze nad normalnymi sesjami RPG, w komentarzach do bloga rince stwierdził, że o ile w królujące na rynku erpegi na konie grają młodzi erepgowcy, to na OE przychodzą raczej Ci starsi (o ile studentów można nazwać starszymi erpegowcami). Z moich obserwacji wynika też, że będą to raczej ludzie, którzy o promowanych przez nas grach słyszeli już wcześniej. Tablica z rozpiskami sesji, prelekcja o prowadzonych systemach i tym podobne są pomocne, ale trudno powiedzieć, żeby się to w jakiś znaczący sposób przekładało na ilość ludzi na sesjach.
Także sesje się odbywały, ludzie zadowoleni, ale ja, osobiście, zadowolony nie jestem. Dlaczego? A no dlatego, że od strony konwentu organizacja inicjatywy leżała na całej linii. Zamiast obiecanych trzech sal do grania dostaliśmy dwie, co oznaczało, że część sesji odbywać się musiała w wyznaczonych po temu miejscach na korytarzach (co z kolei przekładało się na mniejsza ilość miejsca na nieorientowe sesje). Zapraszamy MG do prowadzenia, a potem wrzucamy ich w huk i smród konwentowego pleneru? Wspaniale.
W efekcie rozgardiaszu falkonowego tablica z rozpiską sesji wisiała gdzie indziej, niż się pierwotnie umawialiśmy, a na akredytacji trzeba się było upominać o zniżki dla zorientowanych. Akredytacji udało się też zgubić (na czas trwania konwentu) przygotowane przeze mnie identyfikatory orientexpressowe (widzicie ja na zdjęciu). Na lubelskim konwencie trudno było być erpegowcem nieteoretykiem. Jak na mój gust jest na to jedna rada: inicjatywę taką jak OE powinno się organizować w pojedynkę i samemu wszystkiego dopilnowywać.
Wracając jednak do sesji, czyli tego co generalnie się udało, kilak orientexpressowych ciekawostek:
- sesja Dirty Secrets udała się wyśmienicie. Grali tylko Tomek Sokoluk, jego dziewczyna Gosia i Artstein, ale Tomek stwierdził, że „jeżeli chodzi o DSy, to była to najlesza sesja ever”. Fajnie, bo Artstein jest dowodem, że jednak w inicjatywie uczestniczą osoby, których wcześniej nie znaliśmy i bawią się ok.
- przypadkowe spotkanie Suprajza na lubelskiej imprezie (na której tez byłem tylko przelotem) zaowocowało sesją Unhallowed Metropolis. Suprajz zrobił tak: najpierw rozegrał wstęp/tłumaczenie zasad, tworzenie postaci (3h), potem zrobił przerwę na swoją prelekcję (sobota 22ga), a następnie prowadził całą noc, do szóstej nad ranem. Moc! :-) Słyszałem same dobre opinie.
- na Gorathowej sesji Savage World of Solomon Kane można było zagrać... Solomonem Kanem :-)
- rincewind bpm zgodził się, by na falkonowym OE poprowadził w realiach Star Wars mój eberronowy scenariusz pt. Maska. Z tego co mi potem opowiadał wyglądałoby, że wyszło mu lepiej niż mi kiedykolwiek (prowadziłem Maskę 2 razy, w tym raz na lubelskim PMMie) – nie zepsuł żadnej sceny i wszystko szło do końca jak po maśle (ba, nawet gracze sami zaproponowali mój ulubiony, wieńczący scenariusz chwyt ;-).
- Chimera, który do OE zgłosił się sam, za co mu chwała, prowadził nocą sesję Don't Walk in Winter Wood. Opowieść grozy snuta przy ognisku, którą ta gra ma symulować, wyszła ponoć nadspodziewanie dobrze. Także jeżeli ktoś chciałby powiedzieć że na OE klymatu nie ma, no to jednak był, w najlepszym wydaniu ;-)
- jak zawsze nie zawiedli tez krakowiacy w osobach nida i vh, którzy poprowadzili w sumie 4 sesje (a w piątej wzięli wspólnie udział): Poison'd (które musiało wyjść na konwencie pirackim!), In a Wicked Age, Dogs in the Vineyard, Polaris – to nasze podstawowe tytuły, które raczej nie mają prawa nie wypalić.
Nid żałuje, że już tym razem nie porwaliśmy się na Burning Empires; ja żałuje, ze jednak nie zdecydowałem się poprowadzić pełnej wersji 3:16, ale to do nadrobienia w kolejnych edycjach. Jeżeli już o tym mowa, to na pewno będziemy na Pyrkonie, ale mocno kombinujemy tez nad rzeszowskim R-konem – także następne przystanki erpegowego pociągu w marcu 2009.
W tym miejscu także wielkie dzieki dla mojej ekipy od niedzielnego Committee. To co prawda gra na minikampanię (zresztą ostatnio sprawdzam jak wychodzi to w praniu – czemu może poświęcę jakiś wpis blogowy), ale i tak pierwszą i drugą lokację wyprawy rozegrało nam się całkiem miło (choć może, nie licząc etapu wstepnęgo planowania, bez rewelacji). Odol, rince bpm, Tuchol, Gorath – dzięki.
Na zdjęcie, jak widać nie wszyscy się zjawili (niektórzy, jak Chimera byli blisko, ale nie poczekali kwadransa na resztę :P). Góra od lewej: rincewind bpm, kadu, nid, Tomek i Gosia. Dół od lewej: vh, Siman.
20
Notka polecana przez: amnezjusz, big_end, chimera, Draker, Garnek, Gerard Heime, Gorath, Ifryt, Immora Fray, iron_master, Paszko, Repek, rincewind bpm, sil, Siman, soffi, TOR, Vini, Zsu-Et-Am
Poleć innym tę notkę