19-03-2007 17:14
Brygada RR
W działach: konwenty, mechanika | Odsłony: 4
Na początek ogłoszenia parafialne. Zrobiłem aktualizację zasad konwentowego kaduFATE – zmieniłem walkę, magię, ekwipunek. Możecie chcieć rzucić okiem. A teraz o R-konie.
Informacje wstępne:
To był mój czwarty konwent w tym roku i drugi R-kon wogóle.
Dojazd:
Był zdecydowanie najgorszym punktem konwentu. Oba razy musieliśmy czekać na opóźnione pociągi i kombinować z przedziałami. Crap, na następny rzeszowski konwent jadę busem.
Program:
Na pierwszy rzut oka jako-tako: garść rzeczy na które mógłbym ewentualnie pójść. Ostatecznie udało mi się nawet sporo połazić po prelekcjach. W piątek byłem na plus minus udanym konkursie muzycznym Enca – w moim odczuciu był nieco zbyt prosty, ale zabawa była niezła [przy czym odkryłem w sobie wielką niechęć do szołmeńskich występów z udziałem mojej własnej osoby]. W sobotę rano byłem chwilę na pokazach tańca irlandzkiego [fajna idea]. Trochę później z games roomu wyciągnął mnie Wojtek Rzadek – poszliśmy na prelkę Matiego “Mg vs Gracze”, która przerodziła się w całkiem fajną dyskusję [w ławie przysięgłych zasiadali też Craven i Gorath :-] - jak na taki typ prelekcji było nieźle. W sumie tak nam się spodobało, że wkrótce zjawiliśmy się z Gorathem na prelekcji Urka pt. “Brudne sztuczki MG” - ta prelka także obfitowała w żywiołowe wymiany zdań – ba, z braku następnego punktu programu przeciągnęła się całe pół godziny. Zainteresowanie obiema pozycjami było całkiem spore. Słyszałem potem, że ominęło mnie przez nie smaczne sushi Czeźwego i Healera, więc jak się okazuje dla wielu konwentowiczów dylemat “darmowa szama vs prelka” nie jest taki znowu oczywisty. Na mojej niedzielnej prelekcji o uśmierceniu ED miło podyskutowaliśmy sobie z nielicznym gronem znajomych [ciekawe jak wyszła reszta prelek reszta z bloku]. W międzyczasie Krakonman sprzedał kolejny egzemplarz KSL, więc jak widać, ED jeszcze dycha [a właściwie trzy i pół].
Specjalne atrakcje:
W sobotę wieczorem Matrix zorganizował wypad do swojej knajpy, więc spora część konwentowiczów [6 dych?] wybyła napić się piwka w swojsko hermetycznym gronie. W moim odczuciu był to najlepszy element konwentu. Popiliśmy, pogadaliśmy, pośmialiśmy się, coponiektórzy uczestniczyli nawet w nagraniu minifilmiku :-) Brakowało jakiegoś większego żarcia [kebaby!] i densfloru, ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Była perła chmielowa i tequila, więc wybaczam.
Na R-konie odbyła się też prezentacja X-boxa. Rzecz bardzo fajna, samo gapienie się jak inni grają było okej :-)
Stałym punktem programu były też wyprawy do pizzerii po drugiej stronie ulicy. Cośmy tam wypili, pogadali i pojedli, to nasze.
Niezłe były też korytarzowe występy ludu z LARPa dresiarskiego – quite a sight, mates!
Sesje:
Miałem prowadzić ED, ale w końcu jakoś nie wyszło [zresztą żadna sesja nie znalazła się w końcu w programie]. Za to udało mi się pograć w przemiłą sesję w Legendę Pięciu Kręgów u Wojtka Rzadka. Jak na mój pierwszy styk z Legendą wrażenia są całkiem pozytywne. Pogadałem z gejszą, dałem się upokorzyć ambasadorowi i poszatkowałem kilku roninów – czego chcieć więcej? ;-) Co do roll and keep - jak się okazuje jest to mechanika dość powolna, ale przy tym dająca sporo frajdy.
Games Room:
Wyposażenie w porządku, ale bez jakiejś wielkiej rewelacji. Można było sobie pograć w większość znanych tytułów – ja np. zagrywałem się w Ticket to Ride, Abalone, czy NS Hex. Nie udało się za bardzo zagrać w nic nowego i super super, więc póki co nic nie przebija GR LDFów.
Atmosfera:
Na R-konie, kiedy spotykają się ekipy z Krakowa i Lublina klimacik jest gwarantowany. Tak samo było tym razem. R-kon nie jest wielkim konwentem – w sumie było nas około 300 osób, co chwilami widać w konwentowej szkole. Wydaje mi się, że w zeszłym roku było troszkę bardziej swojsko, ale to pewnie dlatego, że Deckard nie przyjechał, dziad jeden :o]
Podsumowanie:
Generalnie konwent oceniam na Nieźle. Było fajnie, choć może bez wielkich rewelacji. Rkon to sprawdzona firma, można jechać w ciemno.
Pozdroxy:
Wielkie pozdro dla wszystkich z którymi udało się pogadać, wypić, pośmiać się i pograć. Plus kilka szczegółowych:
- dla Tehawy za partyjkę Abalone – na Constarze rewanż :-)
- dla lubelskiej ekipy – z Wami nie można się nudzić
- dla mojego odnalezionego brata, Morta
- dla Krakonka za wparcie na prelekcji i sobotnie pogaduchy
- dla Wojtka, Cravena, Inkayona i Morta za sesję
i dla Wojewody, beacona i Puszonka za tequilę.
You rock!
Informacje wstępne:
To był mój czwarty konwent w tym roku i drugi R-kon wogóle.
Dojazd:
Był zdecydowanie najgorszym punktem konwentu. Oba razy musieliśmy czekać na opóźnione pociągi i kombinować z przedziałami. Crap, na następny rzeszowski konwent jadę busem.
Program:
Na pierwszy rzut oka jako-tako: garść rzeczy na które mógłbym ewentualnie pójść. Ostatecznie udało mi się nawet sporo połazić po prelekcjach. W piątek byłem na plus minus udanym konkursie muzycznym Enca – w moim odczuciu był nieco zbyt prosty, ale zabawa była niezła [przy czym odkryłem w sobie wielką niechęć do szołmeńskich występów z udziałem mojej własnej osoby]. W sobotę rano byłem chwilę na pokazach tańca irlandzkiego [fajna idea]. Trochę później z games roomu wyciągnął mnie Wojtek Rzadek – poszliśmy na prelkę Matiego “Mg vs Gracze”, która przerodziła się w całkiem fajną dyskusję [w ławie przysięgłych zasiadali też Craven i Gorath :-] - jak na taki typ prelekcji było nieźle. W sumie tak nam się spodobało, że wkrótce zjawiliśmy się z Gorathem na prelekcji Urka pt. “Brudne sztuczki MG” - ta prelka także obfitowała w żywiołowe wymiany zdań – ba, z braku następnego punktu programu przeciągnęła się całe pół godziny. Zainteresowanie obiema pozycjami było całkiem spore. Słyszałem potem, że ominęło mnie przez nie smaczne sushi Czeźwego i Healera, więc jak się okazuje dla wielu konwentowiczów dylemat “darmowa szama vs prelka” nie jest taki znowu oczywisty. Na mojej niedzielnej prelekcji o uśmierceniu ED miło podyskutowaliśmy sobie z nielicznym gronem znajomych [ciekawe jak wyszła reszta prelek reszta z bloku]. W międzyczasie Krakonman sprzedał kolejny egzemplarz KSL, więc jak widać, ED jeszcze dycha [a właściwie trzy i pół].
Specjalne atrakcje:
W sobotę wieczorem Matrix zorganizował wypad do swojej knajpy, więc spora część konwentowiczów [6 dych?] wybyła napić się piwka w swojsko hermetycznym gronie. W moim odczuciu był to najlepszy element konwentu. Popiliśmy, pogadaliśmy, pośmialiśmy się, coponiektórzy uczestniczyli nawet w nagraniu minifilmiku :-) Brakowało jakiegoś większego żarcia [kebaby!] i densfloru, ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Była perła chmielowa i tequila, więc wybaczam.
Na R-konie odbyła się też prezentacja X-boxa. Rzecz bardzo fajna, samo gapienie się jak inni grają było okej :-)
Stałym punktem programu były też wyprawy do pizzerii po drugiej stronie ulicy. Cośmy tam wypili, pogadali i pojedli, to nasze.
Niezłe były też korytarzowe występy ludu z LARPa dresiarskiego – quite a sight, mates!
Sesje:
Miałem prowadzić ED, ale w końcu jakoś nie wyszło [zresztą żadna sesja nie znalazła się w końcu w programie]. Za to udało mi się pograć w przemiłą sesję w Legendę Pięciu Kręgów u Wojtka Rzadka. Jak na mój pierwszy styk z Legendą wrażenia są całkiem pozytywne. Pogadałem z gejszą, dałem się upokorzyć ambasadorowi i poszatkowałem kilku roninów – czego chcieć więcej? ;-) Co do roll and keep - jak się okazuje jest to mechanika dość powolna, ale przy tym dająca sporo frajdy.
Games Room:
Wyposażenie w porządku, ale bez jakiejś wielkiej rewelacji. Można było sobie pograć w większość znanych tytułów – ja np. zagrywałem się w Ticket to Ride, Abalone, czy NS Hex. Nie udało się za bardzo zagrać w nic nowego i super super, więc póki co nic nie przebija GR LDFów.
Atmosfera:
Na R-konie, kiedy spotykają się ekipy z Krakowa i Lublina klimacik jest gwarantowany. Tak samo było tym razem. R-kon nie jest wielkim konwentem – w sumie było nas około 300 osób, co chwilami widać w konwentowej szkole. Wydaje mi się, że w zeszłym roku było troszkę bardziej swojsko, ale to pewnie dlatego, że Deckard nie przyjechał, dziad jeden :o]
Podsumowanie:
Generalnie konwent oceniam na Nieźle. Było fajnie, choć może bez wielkich rewelacji. Rkon to sprawdzona firma, można jechać w ciemno.
Pozdroxy:
Wielkie pozdro dla wszystkich z którymi udało się pogadać, wypić, pośmiać się i pograć. Plus kilka szczegółowych:
- dla Tehawy za partyjkę Abalone – na Constarze rewanż :-)
- dla lubelskiej ekipy – z Wami nie można się nudzić
- dla mojego odnalezionego brata, Morta
- dla Krakonka za wparcie na prelekcji i sobotnie pogaduchy
- dla Wojtka, Cravena, Inkayona i Morta za sesję
i dla Wojewody, beacona i Puszonka za tequilę.
You rock!